Wspomnienia z Magdalenki

Created by Malgorzata 6 years ago
 

Chociaz od odejscia pana Janusza Beer minelo juz kilka lat, chcialabym zlozyc pani Zofii, Tomkowi i Kasi spoznione wyrazy najglebszego wspolczucia i dolaczyc do dlugiej listy wspomnien o p. Januszu.

Kilka dni temu nasza rodzina wspominala czasy dziecinstwa i rozmowa potoczyla sie ku wspomnieniom z Magdalenki. Wprowadzilismy do wyszukiwarki nazwisko p. Janusza i w ten sposob dowiedzielismy sie o jego odejsciu. 

W latach 1966/7(?) do 1973 moi rodzice, Monika i Jan Tuszynscy, wynajmowali pokoj z kuchnia w uroczym, starym, drewnianym domu przy ulicy Wisniowej w Magdalence. Lata spedzone w Magdalence byly dla mnie najszczesliwszymi latami mojego dziecinstwa. Rodzina panstwa Beer przyjezdzala do Magdalenki na kilka miesiecy, od poznej wiosny do konca lata, natomiast nasza rodzina mieszkala w domu przy Wisniowej przez caly czas zanim po dlugich latach oczekiwania, w 1973 r. moim rodzicom przydzielono spoldzielcze mieszkanie w Warszawie. Pamietam, ze pan Beer mial szarego Volkwagena “garbuska”, o ktorego bardzo dbal i codziennie sprawdzal, czy nie ma na nim zadnego zadrapania ani plamki. Byl w ogrodzie/lesie drewniany garaz polaczony z komorka na drewno. W tym garazu pan Janusz co wieczor parkowal “garbuska” i wtedy zapraszal mnie i Tomka na "ceremonie" wprowadzania auta do garazu. To byla dla nas, dzieci, wielka atrakcja. Siadalismy z Tomkiem do auta, ktore pachnialo swiezoscia i nowoscia, a pan Janusz zapalal wszystkie swiatelka i migacze i prosil, zebysmy sprawdzali czy wszystkie lampki pala sie jak powinny. Pamietam rowniez, jak latem 1969 r. p. Janusz i p. Zofia wyswiadczyli moim rodzicom przysluge I odwiezli mnie i moja mame swoim “garbuskiem” na lotnisko Okecie. Dla mnie, malej dziewczynki, taka podroz zagranicznym autem byla czyms niezapomnianym.

Dom w Magdalence byl ogrzewany tylko przez piece kaflowe, wiec rodzice co roku sprowadzali kilka ton wegla na opal. Wozacy zwalali wegiel na drozce przed garazem a potem trzeba bylo ten wegiel przenosic wiaderkami do komorki. Nie byla to lekka praca ale Tato I Mama jakos sobie z tym radzili. Pamietam, ze ktoregos roku dostarczono nam wegiel akurat wtedy, gdy moj Tato odbywal przymusowa sluzbe wojskowa. Pan Janusz przyjechal z pracy do Magdalenki i zobaczyl, ze obie z Mama nosimy wegiel do komorki. Pan Janusz z wlasnej inicjatywy podszedl do nas i bez dluzszego zastanowienia powiedzial, zebysmy przestaly nosic wegiel i zaoferowal nam pomoc. Poszedl tyko do domu, zeby zjesc obiad i przebrac sie, a potem przez kilka godzin nosil razem z Mama wegiel do komorki. To byl bardzo ludzki, serdeczny gest z jego strony i bardzo bylysmy mu za to wdzieczne. Byl przeciez naukowcem, doktorem nauk scislych, ale nie zawachal sie podwinac rekawy I pomoc, kiedy widzial ze ludziom potrzebna jest pomoc. 

Inne wspomnienie o p. Januszu i Zofii laczy sie z pania Maria Beer, matka pana Janusza. Ktoregos lata, Kasia i Tomek zachorowali na jedna z dzieciecych chorob. Ja wowczas bylam na koloniach letnich i mialam wkrotce wracac do Magdalenki. Pan Janusz i pani Zofia z wlasnej inicjatywy zaoferowali moim rodzicom, ze moglabym na czas domowej “epidemii” zamieszkac na ul. Tamka u pani Marii Beer i w ten sposob uniknelabym ewentualnego zarazenia. W ten sposob spedzilam z urocza, starsza juz pania Maria Beer w Warszawie kilkanascie dni, podczas gdy Kasia i Tomek dochodzili do zdrowia.

Po kilku latach mieszkania w domu panstwa Beer w Magdalence pozostalo wiele milych wspomnien. Serdecznie pozdrawiam cala Rodzine pana Janusza- pania Zofie, Tomka i Kasie- oraz jeszcze raz pragne w imieniu wlasnym i w imieniu mojej Mamy przeslac Panstwu wyrazy szczerego wspolczucia.

Malgorzata Starszyk (Tuszynska)

Mississauga, Ontario, Kanada.